niedziela, 6 września 2015

Rozdział 1

Była środa 20 czerwca. Na niebo powoli wychodziło poranne słońce, leniwie zaglądające do pokoju młodej czarodziejki. Matka Rose, poprosiła o osobny pokój, zaraz obok pokoju Lilianny i Evelyn. Ta uchyliła lekko powieki, przeciągła się przeciągle, i wstała. Spojrzała na zegarek. Piąta pięć. Idealny moment na zerwanie się z łóżka i rozpoczęcie małego, porannego joggingu. Podeszła do szafy i wyciągnęła krótkie, czarne spodenki dresowe, oraz zwykły biały top.  Na nogi włożyła czarno-niebieskie adidasy i wyszła z pokoju. Przemierzała korytarze tego magicznego miejsca i wyszła za bramę. Od razu puściła się biegiem. Uwielbiała to uczucie, kiedy wiatr zaczesuje ci włosy do tyłu, poczucie wolności i w pewnym stopniu przynależności do świata wampirów. U małych wampirków i wampirek nie pokazują się specjalne zdolności takie jak, szybkie bieganie czy latanie. To rozwija się dopiero na kilka dni przed całkowitą przemianą. Wtedy miały urosnąć jej kły na długość trzech centymetrów, miała zwiększyć się jej siła i prędkość, oraz miała nabrać bardziej kobiecych kształtów. Nie żeby teraz była specjalnie płaska, ale ma się jeszcze trochę zmienić. Może brali ją za śliczną, ale to tylko powierzchowność. Nie jest taka jak inne osoby z jej mrocznego gatunku. Nie, była normalną nastolatką z udziwnieniami. To wszystko. Gdy biegła, zobaczyła coś, a raczej kogoś przed sobą. Wytężyła swój, i tak dobry wampirzy wzrok i rozpoznała osobę stojącą nad brzegiem morza. Natychmiast się zatrzymała, i już miała się odwrócić, kiedy cichy głos, zwrócił się ku niej.
- Co wampirku, nie przywitasz się z swoim kolegą? - Powiedział drwiąco Nicolas.
- Od kiedy tak zależy ci na rozmowie ze mną, zwykłą pijawką, jak raczysz mnie nazywać.
- No tak... ale zrozumiałem że nie jesteś taka zła, za jaką cię miałem...
Dziewczyna dostrzegła w jego oczach nutę kpiny, złośliwości, czyli uczucia które tak bardzo starał się ukryć. Spojrzała na niego z politowaniem, zapomniał że jest najinteligentniejszą czarodziejką wśród nowego pokolenia, i w dodatku, nadzwyczajny wzrok, więc nie uszło jej uwadze te cienie emocji, malujące się w jego oczach.
- Ty chyba nie myślisz że ci wierze? Obrażasz mnie i moją inteligencje, myśląc że nie zauważę w twoich oczach tych emocji, które chcesz tak starannie ukryć!
Czarodziej pobladł i spojrzał na nią nie starając się aby ukryć zdziwienie malujące się na jego twarzy. Po chwili jednak zdał sobie sprawę że był głupi, myśląc że zdoła oszukać Rosalie Blacknight, lodową czarodziejkę, wampirkę.
- No dobra, przejrzałaś mnie! Nie uważam cię za dobrą i wartą czarodziejskiej mocy, która powinna trafić do Sybilli!
- Sybilla? McCalleny? Do tej Sybilli?
Popatrzył na nią drwiąco.
- Oczywiście że do McCallney! Sybilla byłaby idealną czarodziejką! A bez mocy wrodzonej, jest zaledwie Uzdrowicielką! I to Uzdrowicielką jedną z najsłabszych!
- To już nie moja wina! Myślisz że dobrze jest być czymś na wpół z czymś innym?! Nie, nie jest dobrze! Ale ja mam przynajmniej czarodziejską moc, która potrafi... ugasić twój ognisty temperament! - Uśmiechnęła się złośliwie. Odwróciła się i zaczęła biec w stronę szkoły, a za nią, o dziwo, ruszył Nick.
- Rose, czekaj! Proszę!
Jednak dziewczyna nie odwracała się, co więcej zaczynała chcieć użyć swojej wampirycznej mocy, szybkiego biegu, albo latania. Kiedy się odwróciła, zobaczyła że czarodziej ognia jest tuż za nią, nie myśląc dłużej, skoczyła, ale już nie wróciła na ziemię, tylko unosiła się w powietrzu.
- Ha ha ha ha! I co teraz, mój płomiennowłosy kolego?! Dasz rade latać, bez swoich skrzydełek?
- Ja nie mam skrzydełek! Czarodzieje nie umieją latać!
Popatrzyła na niego pobłażliwie.
- Ktoś tu nie uważał! Czarodzieje potrafią latać tak samo jak czarodziejki! Tyle że... to rzadko się zdarza, aby jakiś czarodziej opanował tę sztukę, ponieważ nawet czarodziejkom jest ciężko! Ba! Nawet bardzo ciężko!
- Zapewne te twoje pokraczne przyjaciółki też nie potrafią latać i opanować tej sprawności!
- Możesz obrażać mnie, ale Lilianny i Evelyn w to nie mieszaj!
- No dobra, to co z tą twoją małą podróbką czarodziejki, tą małą czarownicą?
- Odwal. Się. Od. Sophie. - Cisnęła lodowym gradem w biegnącego niżej chłopaka.
- Ej! Ognisty podm... - nie dokończył ponieważ zatopił się w tęczówkach, latającej nad nim czarodziejki. Nawet nie zauważył kiedy przestał biec, by móc przyglądać się jej oczom. Ta powiedziała zmysłowo.
- Nickusiu, po co te nerwy? Przecież nie lubisz bić dziewczyn, zwłaszcza tych na których ci zależy. Nie będziesz już źle mówił o Liliannie, Evelyn oraz Sophie, zrozumiano?
Nicolas pokiwał głową jak  transie, i jak dziewczyna zamknęła oczy opamiętał się i zrozumiał co się stało
- Ty szmato! Zahipnotyzowałaś mnie! Co mi zrobiłaś?! Wytłumacz mi to zaraz! - Pieklił się jak małe dziecko.
- Zasady hipnozy są łatwe, nie możesz wykonywać zabronionych ci rzeczy podczas trwania hipnozy. Jeśli złamiesz tą zasadę, na miejscu padniesz trupem.
Skłamała. Dowiedziałaby się o tym, a jego poraziłby prąd, nie za mocno, rzecz jasna.
- CO?! Czego ty mi zabroniłaś? Czego muszę unikać aby nie zginąć?!
Uśmiechnęła się złośliwie. I niewinnym głosem powiedziała:
- Jeśli będziesz źle mówić o Lili, Eve i Soph zginiesz.
Popatrzył na nią oczami wielkimi jak latające spodki. Kiwnął tylko głową. Dziewczyna posłała mu pełne niechęci spojrzenie i poleciała do zamku. Nick stał jeszcze przez chwilę na polanie. Jak on mógł dać się tak omotać jakiejś lasce? To do niego nie podobne. A jednak... Rosalie może i była w połowie wampirzycą, ale wyjątkowo atrakcyjną. Gdyby nie pochodzenie, stałaby się najbardziej pożądaną dziewczyną w szkole. Ale krew i geny robią swoje. Choć z drugiej strony... I tak wszyscy mężczyźni jej pożądali. Miał nadzieję że to nie ona będzie na następny rok, kapitanem czarodziejek. Ponieważ nawet czarodzieje dzielą się na mniejsze grupy. On należał do domu feniksa, Rosalie, Lilianna i Evelyn należały do Domu Chimery. Były jeszcze dwa domu. Dom Harpii i Dom Syren. Do Czarodziejów domu harpii zaliczyły się tylko najbardziej inteligentne osoby, takie jak Anastazja Shell i Valerie Kamp's.  Dom Syren odznaczał się, swą nieśmiałością i dobrocią taką jak u Katriny  La Cantre. Do niego zaliczały się zazwyczaj czarodziejki ponieważ one są zazwyczaj dobre i wrażliwe, aczkolwiek jest tam też cała drużyna chłopaków grająca w magiczną sztafetę. Ta gra polega na lataniu, podobnie jak u ludzi na bieganiu i która drużyna wcześniej dotrze na metę ma fory w dalszej części gry, a mianowicie, dostają magiczną kulę pierwsi i rozpoczyna się mecz w której mają wrzucić magiczną kulę do kosza wrogiej drużyny. Pierwsza część meczu z kulą odbywa się, lecz po gwizdku zawodnicy lądują na ziemi. W tą samą grę, grają dziewczyny. Wszystkie domy pośród czarodziejów były bardzo zdeterminowane do wygranej, nawet magicy, uzdrowiciele, wróżbici i czarownicy przychodzili oglądać te rozgrywki. Kobieca drużyna Domu Feniksa była silna, ale w porównaniu z wszechpotężną mocą jaką dysponowała drużyna Chimer, mianowicie Blacknight, były słabe i nędzne, jak pluszowy miś do ogromnego niedźwiedzia polarnego. Wszyscy wiedzieli że Rose, jest znacznie silniejsza, od wszystkich czarodziejek razem wziętych. I gdyby go przemieniła, on też stałby się taki silny. O czym ty gadasz?! - odezwała się jego podświadomość. - Stałbyś się nędzną połówką, taką jak ta wywłoka! Rozmyślając nad tym wrócił do zamku. Poszedł do pokoju czarodziejów, a następnie do drzwi zdobionych płomieniami i ognistym feniksem. Wypowiedział zaklęcie:
- Feniksoseleviosa - Po czym wszedł do nich, a jego oczom ukazał się płomienny salon, typowy dla ognistej osobowości feniksów. Był ciekaw jak wygląda dom chimer. Był w domu harpii i syren, ale jako że u tych zawziętych i złośliwych chimer rządzą znienawidzone przez niego dziewczyny, nigdy tam nie był. Ponieważ Lily, Eve i Rose go nie lubiły, nie mógł tam się pojawić. Po za tym, trzeba było znać znać odpowiednie zaklęcie aby się tam dostać. Niestety,  to zaklęcie znały tylko chimery. Jak one to robią? Nie są najinteligentniejsze w szkole, nie licząc ich wampirzej przywódczyni, a i tak znały hasło do każdego domu. Podczas rozmowy z Tracy, znajomą chimerą, spytał ją o to.
- Jak wy to robicie, moja piękna, że znacie hasło do każdego domu?
Popatrzyła mu hardo w oczy.
- Ty chyba nie myślisz że ci powiem, egoistyczny feniksie?! To są tajne sztuczki Chimer oraz Smoków.
Smoki - w domu chimery mężczyźni nazywani byli smokami, aby nie mylono ich z potężnymi czarodziejkami, tylko myślono o nich jak o potężnych czarodziejach. U nich były tylko feniksy. Feniksa czczono za dobro, ale gdy się zdenerwuje to zionie prawdziwym gniewem.
- Których chimer, słonko? I których smoków? - Chciał się jedynie dowiedzieć kto zna tak cudowne sztuczki do poznania hasła innych domów. Dziewczyna uśmiechnęła się chytrze. Zły znak.
- Zapewne znasz te dziewczyny... a w szczególności jedną... To one na to wpadły... Po za tym, tylko one znają te hasła.
- Mów że o kogo ci chodzi?!
- Lilianna O'heden, Evelyn Shapperd i Rosalie Blacknight. W szczególności Rose, bo to ona działała. Dziewczyna nawet bez swoich wampirzych mocy hipnozy umie nieźle nakręcić chłopaków.
Chłopak natychmiast pobladł. Jak to możliwe że klucz do jego marzeń mają te trzy znienawidzone przez niego chimery? A zwłaszcza wampirzyca. Musiał od niej wyciągnąć klucze do innych domów.
- Tracy, kotku, jakie jest hasło do waszego pokoju?
Popatrzył na nią i w myślach wypowiedział hinperno! Co oznaczyło że opadł z połowy sił oraz, że próbuje zahipnotyzować chimerę. Wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie Rose, która zjawiła się znikąd.
- Ani mi się waż jej hipnotyzować, bo przysięgam, zrobię sobie z ciebie lodówkę! - Warknęła. Po chwili podeszła do dziewczyny, która teraz gniewnie patrzyła na biednego feniksa.
- Skończony dupek! - I wymierzyła mu siarczysty policzek. Pod wpływem uderzenia chłopak zachwiał się, na co wampirka roześmiała się.
- Widzę że nie muszę ci przypominać żebyś nie zadzierał z nami, Chimerami! Rozgromimy te wasze feniksy jedną ręką i na przedbiegach - uśmiechnęła się drwiąco. Po czym zwróciła się do Tracy. - Bardzo dobrze. Jeśli jeszcze raz będzie chciał się zahipnotyzować to masz moje oficjalne pozwolenie, na zrobienie sobie z niego worek treningowy.
Na te słowa i feniks i chimera wlepili w nią swoje spojrzenia. Wzrok chłopaka był przepełniony złością i przerażeniem, a dziewczyny radością i złośliwą satysfakcją. Do Rose nagle przyszła telepatyczna wiadomość.
- Rose, spotkajmy się na zaczarowanym polu w nawiedzonym lesie. Muszę Ci coś powiedzieć na temat Blood Town. Sophie też będzie. Przyjdź jak tylko dasz radę.
Twój wampirzy przyjaciel
Ian.
W sumie była gotowa do wyjścia, więc ruszyła ku drzwiom prowadzącym do domu chimery. Wypowiedziała cicho zaklęcie i już była w salonie, z którego ruszyła do swojego pokoju. Jej mała kwatera utrzymana była w kolorach różu, bieli i szarości. Ściany pomalowane były na kolor pudrowo różowy, na tej samej ścianie w których znajdowało się wejście, były drzwi prowadzące do łazienki, a z łazienki do garderoby. Na prostopadłej ścianie od drzwi wejściowych znajdowały się drzwi na balkon, regał z książkami, mały stolik do kawy i dwa fotele. Na równoległej ścianie do drzwi balkonowych leżało wielkie łóżko, na którym leżały szare oraz srebrne poduszki i w tych samych kolorach, narzuta. na drugiej ścianie był kominek a przed nim duża sofa i biurko. Wszystkie meble były białe. Żeby pokój nie był przesłodzony, wszędzie były szare oraz srebrne dodatki. Poduszki, koce, jakieś bibeloty na półkach... Pokój co prawda nie równał się z jej zamkowym apartamentem w Blood Town, aczkolwiek miał swój urok. Weszła na balkon i z niego skoczyła, aby po chwili poszybować w górę. Jak latała czuła się jeszcze lepiej, niż jakby biegała. Uwielbiała to uczucie, gdzie nikt nie może jej złapać, gdzie była lekka niczym piórko. Leciała tak dobre piętnaście minut podczas których podziwiała nawiedzony las, morze i polanę. Gdy doleciała na miejsce spokojnie wylądowała. Jej przyjaciół jeszcze nie było, dlatego usiadła na skale i przywołała do siebie książkę. Nie dane było jej długo czytać, ponieważ tuż po chwili zjawili się jej przyjaciele. Sophie, Ian, Lilianna i Evelyn. Z wiadomości od Iana wywnioskowała że będzie z nim tylko Sophie.
- Okey... Niech mi teraz ktoś powie o co tu chodzi...
Wszyscy popatrzyli na siebie znacząco, co nie bardzo spodobało się wampirce. Jej rozmyślania przerwał dźwięk głosu Lily.
- Wiesz... Rok szkolny się kończy, a co za tym idzie niedługo będzie nasz ostatni rok wspólnej nauki, bo potem pójdziesz do szkoły dla wampirów... I... my tego nie zniesiemy.
- Odejdziesz i ty i Ian... stracimy naszych najlepszych przyjaciół - teraz odezwała się Eve. Zdezorientowana Rose patrzyła na nich podejrzliwie.
- Co chcecie przez to powiedzieć? - Zapytała nieufnie.
Wszyscy spojrzeli na Liliannę i Iana. W końcu to był ich pomysł. Lily pierwsza odważyła się to powiedzieć.
- Chcemy abyś zabrała nas do Blood Town i żebyście nas przemienili w wampiry! - Powiedziała na jednym wdechu. Księżniczce szczęka opadła do samej ziemi. Jej ukochani przyjaciele chcą się stać kimś takim jak ona! Chcą przeżywać to wszystko co musiała przeżywać każdego dnia! Nie mogła na to pozwolić!
- Nie, nie zrobię wam tego. Z was również będą się nabijać, tak jak ze mnie. Będziecie tępione. Nie chcę wam tego robić.
Wszyscy popatrzyli na nią z szeroko otwartymi oczami. Tego się nie spodziewali. Myśleli że od razu się zgodzi, że nie będzie jedyna w takiej sytuacji, a ona powiedziała im że nie może im tego zrobić!
- Rose, ale my cię nie pytamy o zgodę, tylko oświadczamy iż tak zrobimy... Wiemy z czym to się wiążę ale i tak za rok opuścimy te mury i będziemy uczyć się w szkole w której cię wielbią. - powiedział po chwili Ian.
- Uwielbiają mnie tylko dlatego że wiedzieli kim jestem, i że to nie z własnego wyboru. Nick, Sybi i cała reszta tego nie rozumie. Mam tam dwie przyjaciółki które są ze mną dla prawdziwej mnie. Wy jesteście ze mną bo jest wam mnie szkoda. I chcecie wkupić się w łaski przyszłej królowej, bo wstydzicie się za Nicolasa, Sybillę, Olimpię i całą resztę, za to co mi robili! Żałujecie mnie, choć na prawdę nie macie ochoty siedzieć razem z jakąś pijawką, która jest stworzona do zabijania, i jakimś cudem jest waszą cholerną księżniczką, której połowa obdarzonych mocą chce się pozbyć i zmusić królową do spłodzenia dziecka które będzie dzieckiem czarodzieja i czarodziejki!
Wszystkich wmurowało. Nie sądzili że Rose ma osobie takie złe zdanie. Niepewnie odezwała się Sophie.
- Rose... To nie tak, ja też jestem połówką, i co z tego? Ja jestem zadowolona, ba, jestem prze szczęśliwa z tego że to ty jesteś naszą księżniczką, a nie żadna wywłoka pokroju Sybilli. 
W tym momencie na łąkę weszły trzy dziewczyny, a konkretniej ich trzy przyjaciółki. Dwie z nich z domu harpii a jedna z domu syren.
- Anastazjo, Valerie, Katrino! Proszę przemówcie jej do rozumu. 
Ostatnia z nich kiwnęła lekko głową a reszta otoczyła się wodną barierą którą wyczarowała Evelyn. 
- Teraz będzie ciężko.
Powiedziała i zaczęła śpiewać. Katrina była w połowie syreną a w połowie czarodziejką muzyki, co potęgowało jej głos. Jak na złość osobą którą miała zahipnotyzować była wampirka. Wampirów prawie w ogóle nie można było zahipnotyzować, a gdy syrena staje się natarczywa i coraz bardziej zaczyna śpiewać, wampiry cofają się bo je to boli. Niestety. Rosalie była tylko na wpół wampirem i mogła oprzeć się jej czarom. Słysząc melodię hipnozy, młoda księżniczka wściekła się. Zasyczała, a z jej górne dwójki, zamieniły się w półtora centymetrowe kły. Jej oczy, z pięknych lodowo niebieskich, zmieniły kolor na wściekle żółty. Nie było wątpliwości że czarodziejka lodu wpadła w szał. Wyraz jej twarzy zmienił się nie do poznania. Z spokojnej i zatroskanej twarzy nic nie zostało. Zastąpiło ją wściekłość, furia. Widząc jej minę syrena przestała śpiewać, wiedząc że jeśli dalej będzie starała się ją zahipnotyzować, rozwścieczy ją jeszcze bardziej.
- Co wy sobie wyobrażacie?! Nie macie najmniejszego prawa mnie hipnotyzować! Co wam strzeliło do głowy?! Właśnie dlatego nie chciałam zamieniać was w wampiry! Widzicie co się ze mną stało?! Stałam się wcieleniem zła! Kiedy ktoś mnie rozwścieczy staję się bezlitosną bestią! Nie umiem nad tym zapanować, dlatego nie chciałam was narażać na to samo. Kiedy ktoś nas rozwścieczy nic nie jest w stanie nam przeszkodzić, chyba że ktoś kto ma więcej silnej woli niż my. Nie chcę dla was takiego losu - Rose mówiła coraz ciszej, a ostatnie słowa wyszeptała. Z jej na powrót, niebieskich oczu płynęły łzy. Czy to było tak dużo zrozumieć dlaczego nie chciała ich zamienić? Ten wybuch był tego doskonałym przykładem. Do płaczącej dziewczyny podeszli prawie wszyscy, jedynie Kat trzymała się z tyłu. Po obu stronach dziewczyny usiadły Harpie, a naprzeciwko ich, Ian wraz z Lily i Eve. Pierwsza odezwała się Anastazja.
- Rose, nad tym da się zapanować. Myślisz że dlaczego nikt nie wie że ja i Valerie jesteśmy takie jak ty? Jesteśmy w połowie wampirami a w ołowie czarodziejkami.
Szczęka opadła młodej księżniczce. Jej dwie przyjaciółki są takie jak ona. Też należą do świata Blood Town i innych wampirycznych miastach.
- Jak to możliwe? Jesteście ugryzione czy zrodzone?
Dziewczyny popatrzyły po sobie.
- Ana jest ugryziona... przez mojego ojca. Ja jestem zrodzona wampirem, ale przez klątwę którą rzuciła na mnie Wioleta oraz jej córki Gwillia i Vanessa, stałam się również czarodziejką wiatru.
- Siostry śmierci? Gwillia i Vanessa Killdieners? Córki Wiolety Killdieners? Najpotężniejszej wiedźmy od czasów Zacory?
- Tak. Rzuciły na mnie klątwę przeobrażenia. Miałam stać się jakąś popapraną wiedźmą i być pierwszą pół wampirką a pół wiedźmą, która miałaby założyć nową dynastię wszechpotężnych. Na moje szczęście, przybyła jakaś wampirzyca i od razu rozeznała się w sprawie. Zaniosła mnie do pałacu w Blood Town, a tam była twoja matka. To ona uczyniła mnie pół czarodziejką, nie miała innego wyjścia. Zaklęcie jakie na mnie rzuciły było potężne, zwłaszcza że rzuciły je we trzy. Gdyby wtedy w pałacu było więcej czarodziejów i czarowników, udałoby się mnie całkiem uratować.
Nagle księżniczka dostała olśnienia.
- Miałyśmy wtedy pięć lat? Pamiętam jak pomagałam mamie ratować jakąś małą wampirkę. Właśnie z jakiejś klątwy.
Valerie spojrzała na przyjaciółkę zdziwiona.
- Pamiętasz to? Nie znałam cię wtedy tak dobrze jak teraz, ale wiedziałam że trafiłam na rodzinę królewską. Widziałam dziewczynkę podobną do ciebie. Długie czarne włosy. Porcelanowa cera ale oczy... Oczy miałaś głęboko niebieskie. A teraz masz lodowe.
Obie zamyśliły się na chwilę lecz nic nie przychodziło im do głowy. Niespodziewanie odezwała się zlękniona Katrina.
- To może dlatego że jej moce nie były w pełni ukształtowane. Rosalie ma moce związane z lodem i śniegiem, a jej oczy mają identyczną barwę. Kolor tęczówek Lily jest zielony tak jak kolor ziemi, Evelyn ma głęboki błękit czyli woda. Valerie ma szare oczy podobnie jak wiatr. Ja mam czarne oczy, tak jak kolor pięciolinii i klucza wiolinowego. Anastazja ma brązowe oczy, i ma moc zwierząt. Wszyscy mamy wyjątkową barwę oczu, ale nie zawsze takie mieliśmy - dziewczyna przygładziła dłonią swe długie rude loki. Odezwał się Ian.
- Racja! Jako że ja i Soph nie jesteśmy czarodziejami mamy normalne oczy. Ale wy, macie naturalne czarodziejskie moce bez amuletów i różdżek. I wasza moc przykłada się do koloru oczu.
Miał rację. Nic miał oczy w kolorze płonącej czerwieni. I miał moc ognia. Wszystko się zgadzało. Rose westchnęła przeciągle, próbując uspokoić gonitwę myśli. Wszyscy spoglądali na nią. Dopiero po dłuższej chwili odezwała się.
- No dobra. Będę mogła zamienić was w połowiczne wampiry... ale pod przysięgą nocy i krwi.
Ian, Anastazja i Valerie wytrzeszczyli oczy.
- Chcesz zmusić ich do złożenia tej przysięgi?! Zwariowałaś?! Nie możesz ich poddać tej przysiędze! One nie wytrzymają! - Piekliła się Valerie, i zapewne dalej by krzyczała, ale Rosalie jej przerwała.
- Val, An, Ian... Chcę mieć pewność że tego chcą.
- Dość! Co to za przysięga nocy i krwi?!
- Zwiążę was ze mną mocą krwi i nocy, czyli ogólnymi atutami wampirów. W nocy nasze umiejętności się... pogłębiają, a krew zaczyna mieć świętą wartość. Dzisiaj w nocy musicie obiecać na tą przysięgę, że nigdy, ale to nigdy nie będziecie się na mnie rzucać za to co wam zrobiłam i że chcecie tego dobrowolnie.
Wszyscy ochoczo pokiwali głowami.
- Muszę się wam do czegoś przyznać nigdy nie przemieniałam nikogo w wampira. Nie wiem jak to zrobić. Myślałam że jak powiem o przysiędze krwi... zrezygnujecie.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Dziękuję serdecznie za przeczytanie tego rozdziału.
 Zostaw po sobie ślad pod postacią komentarza ;*
Osobiście jestem średnio zadowolona z tego rozdziału ;/ Siedziałam nad nim trzy dni a mimo to powstało tylko to. Słabo i to bardzo... No ale cóż. Mam nadzieję że wena wreszcie do mnie przyjdzie, bo jak na początku miałam pomysły, to wszystkie mnie już opuściły ;.; Trzymajcie za mnie kciuki. <3 :*

środa, 26 sierpnia 2015

Prolog

W gotyckim zamku, w najwyższej wieży, na balkonie stała piętnastoletnia Rosalie Blacknigth, księżniczka wampirycznego świata. Młoda Blacknight była córką wampira, a zarazem króla wszystkich tak zwanych przez ludzi, istot cienia, oraz księżnej wszystkich istot posiadających moce, przez co sama była czarodziejką. Rosalie była pierwszą księżniczką podziemnego świata, która jest pół wampirem i pół czarodziejką. Patrzyła z góry na cały dwór swoimi lodowymi oczami. Lodowymi ponieważ były lekko bardziej niebieskie od białego ale po stokroć jaśniejsze od niebieskiego. Kolor białka i tęczówek zlałby się gdyby nie czarna otoczka wokół tęczówki. Wszystkie wampirzyce zazdrościły jej nie tylko koloru oczu, lecz także ogólnej urody. Była wysoka aczkolwiek drobna, z talią osy. Z jej porcelanową cerą kontrastowały kruczoczarne włosy, które spływały długimi pasmami po plecach aż do pośladków. Wydawała się taka krucha, ale każdy mieszkaniec Blood Town doskonale wiedział że ten kto z nią zadrze, będzie miał nie lada kłopoty. Była silną czarodziejką posiadającą moc lodu, a dodatkowe moce wampira czyniły ją nie pokonaną. Jednak nikt nie wiedział jaka jest w środku. Uważa się wampiry za bezczelne, aroganckie i bezwzględnie silne. Może i Rose taka była, ale tylko z pozorów. W środku była bardzo wrażliwą dziewczyną która całe życie musi grać kogoś kim nie jest, tylko przez swoje pochodzenie. Jej ojciec ciągle jej powtarzał że: "Jesteś dziedziczką świata wampirów, musisz być silna jak i na zewnątrz, jak i w środku". I tak właściwie miał rację, ale była też księżniczką czarodziejów, a tam trzeba być delikatnym. Przydałaby się siostra, która przejęłaby obowiązki przyszłej księżnej albo królowej obdarzonych mocą. - pomyślała. Popatrzyła na dzieci bawiące się na placyku. Nabrała ochoty na wspomnienia. Weszła do środka wieży, która była jednocześnie jej apartamentem, który składał się z łazienki, garderoby, sypialni, salonu oraz gabinetu. Wszystko utrzymane w barwach fioletu, czerni i szarości. Znalazła się w tym momencie w swojej sypialni, skąd wychodziły drzwi na balkon. Ruszyła w stronę salonu a w nim, do kredensu. Otworzyła zamykaną na klucz komodę i jej oczom ukazała się mała fontanna, która o dziwo wszystkich, była przymocowana do ruchomej ścianki, a płyn znajdujący się w środku nie wylewał się. Dziewczyna wyciągnęła ręce, zamknęła oczy, a po chwili wyleciał z nich delikatny biały strumień mocy, który miał za zadanie pokazanie jej wszystkich wspomnień. Poczuła jak zmienia się w lekki dymek i wlatuje do tej dziwnej fontanny. Zobaczyła siebie, małą królewnę śnieżkę w szkole czarodziejów. Dzieciaki śmiały się z niej i wyzywały od pijawek i krwiopijców. Najchętniej wyzywaliby ją jeszcze od brzydali którzy muszą chodzić tylko nocą, ale wszyscy równie dobrze wiedzieli że mała wampirka jest prześliczna. Najbardziej dokuczał jej pewien czarodziej. - Co tam królewno, nadal się dziwię dlaczego trafiłaś do szkoły dla obdarzonych mocą, dlaczego Królowa Miranda pozwoliła ci się tu uczyć - spojrzał na nią opalony chłopiec z gęstą czupryną brązowych włosów. Mała Rose zawsze była wybuchowa więc na tę zaczepkę również wybuchła.
- Nicolasie, czy ty jesteś tak bardzo głupi czy tylko udajesz?
- Oooo, malutka się postanowiła zbuntować.
- Kretyn. Chodzę do tej szkoły ponieważ jestem pół wampirem, a pół c z a r o d z i e j k ą, czyli najlepszą w hierarchii obdarzonych mocą, nie to co ci twoi... koledzy - zaśmiała się szyderczo.
- Wypluj te słowa pijawko!
- W życiu, miałabym odwoływać prawdę? Przepraszam ale nie ze mną te numery.
- To powiedz kto z twojej rodziny jest czarodziejem, albo czarownikiem?
Spojrzała mu odważnie w oczy.
- Nazywam się Rosalie Miranda Blacknight, jestem córką Królowej Mirandy, oraz Króla Marcusa.
I stało się. Wszystkim szczęki opadły. Taka dobra Królowa Miranda wyszła za jakiegoś mordercę, i jeszcze ma córkę, która jest dziedziczką tronu... Nie! Nawet dwóch tronów, w końcu jest córką królowej magików i jakiegoś króla krwiopijców. Od tamtej pory wszyscy z niej szydzili. Skołowana dziewczyna rozmyślała nad tym całymi nocami w swoim pokoju. Udawała silną mroźną czarodziejkę, ale ile można? Znalazła tylko jedną przyjaciółkę z świata magów. Evelyn - czarodziejka wody. Obie ciągły do siebie, ponieważ Rose, miała moc związaną z wodą, a Eve, była wodą. Najgorzej było znieść doczepki Nicka, ognia. Jego moce były potężne i bez trudu stapiały jej lodowe tarcze, po za jedną... Gdy na zajęciach kontrolowania czarodziejskiej mocy, odbywały się pojedynki, Rosalie dostała potężną kulą ognia, i gdyby nie jej lodowa osłona, zginęłaby. Gniew który ją wtedy opanował wzmacniał siłę i po chwili, wściekła wampirka walnęła lodowym powietrzem Nicka, który zdołał osłonić się ciepłem, lecz pomimo tego i tak dostał dość mocno. Upadł i obsypał dziewczynę najgorszymi obelgami, co jeszcze bardziej wzmocniło jej gniew i tym razem cisnęła w swojego przeciwnika soplami lodu. I wyszła. Wspomnienie się zmieniło. Siedziała na korytarzu będąc uczennicą klasy drugiej a gimnazjum. Tamte chwile były bardziej pogodne, ponieważ miała trzy przyjaciółki w szkole magii. Evelyn - z którą przyjaźniła się od dawna, Liliannę - młodą czarodziejkę natury i żywiołu ziemi, oraz Sophie - młodziutką czarownicę. Czarodziejki nie chciały otaczać się samymi czarodziejami i czarodziejkami, więc zaprzyjaźniły się z Sophie.
- Krwiopijco, znasz w ogóle różnice pomiędzy rasami magów? - Rzucił zaczepnie Nicolas.
- Na pewno wiem więcej niż ty. Są trzy główne rasy obdarzonych. Czarodzieje to istoty magiczne posiadające wewnętrzne moce najczęściej związane z naturą. Czarownicy nie mają wewnętrznych mocy, tylko tak zwany żar, który mogą zużywać na zaklęcia za pomocą amuletów. No a wiedźmy i czarnoksiężnicy to źli czarodzieje którzy oddali swoją moc, złej sile, która zawładnęła ich umysłami i zdolnościami - odparła jednym tchem. W końcu nazywała się Blacknight, i była najmądrzejszą i najzdolniejszą uczennicą w tej szkole. Była to szkoła z internatem podzielonym na czarodziejów, magików, uzdrowicieli, wróżbitów oraz czarowników. Nie było jednak czarnoksiężników, i dobrze. Rose razem z Evelyn i Lilianną poszły do salonu czarodziejów, zaś mała Sophie do salonu czarowników. Wszyscy nabijali się z Rose i Sophie bo były inne. Rose, była w połowie wampirem, a czarownica, w połowie była driadą, duchem drzew. Tak na dobrą sprawę, to Sophie rządziła naturą, przez swoje pochodzenie. Nikt nie dopuszczał do siebie myśli że do ich nie nagannej szkoły przyszły dwie połówki, jedna, dziewczyna która władała żywiołem najpopularniejszej czarodziejki, Lilianny, oraz córkę monarchii znienawidzonej rasy wampirów, i ich własnej królowej. Kiedy wampirka nie mogła znieś tego widoku zmieniła wspomnienie. Wakacje w Blood Town, coś co uwielbiała. Miała tu dużo przyjaciół, i była szczęśliwa. Lucianna i Julianna były tymi dwoma najszczerszymi kumpelkami. Bliźniaczki, anielice śmierci. Ich matka, Lady Esmeralda, była najlepszą przyjaciółką Marcusa, ojca młodej księżniczki. Lucy i Julia były wychowywane na przyszłe Anielice Śmierci, czyli mroczne anioły. Chodziły razem z całą paczką do knajp i na imprezy. W tym podziemnym świecie czuła się dobrze. Niewielu było takich jak ona, był jeden chłopak, Czarownik i wampir, Ian Carter. Jej najlepszy kolega...
Niemiłosiernie zbliżał się dzień jej szesnastych urodzin, dzień wielkiego balu na którym oficjalnie stanie się wampirzycą. U wszystkich istot nocy przemiana dokonuję się w dzień szesnastych urodzin, a jako królewska córa to jej dorastanie miało odbyć się na balu. Nie chciała aby wszyscy zebrani widzieli jak dziedziczka wampirzego tronu stchórzyła podczas swojej przemiany. Od tamtego dnia wszystko miało się zmienić...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Dziękuję za przeczytanie tego krótkiego prologu, który w skrócie opowiada dotychczasowe życie młodej wampirki Rosalie Mirandy Blacknight, córki króla wampirów i królowej obdarzonych mocą, którzy nienawidzą rasy jej ojca. Jak poradzi sobie młoda księżniczka? Czy Ian zostanie czarownikiem najwyższej klasy? Czy Nicolas nadal będzie jej dokuczać?  Co jest powodem jego drwin? Odpowiedzi znajdziecie w dalszych rozdziałach!